piątek, 3 maja 2013

Ah! Aachen!

Ostatnie kilka dni spędziłam na przygotowywaniu się do majówkowego pobytu w Polsce. Już się przyzwyczaiłam, że zawsze wezmę ze sobą za dużo rzeczy, a walizka zawsze będzie za ciężka. Bagaż, jak się okazuje, to przy 13 godzinach spędzonych w autobusie najmniejszy problem. Ale o podróżowaniu na trasie Niemcy - Polska i Polska - Niemcy kiedy indziej.
Póki co, chciałabym podzielić się wrażeniami z wycieczki do Aachen, czyli Akwizgranu. Kiedy ma się legitymację studencką, która uprawnia do bezpłatnego podróżowania pociągami po całym landzie, decyzja o poznawaniu kolejnego miasta zapada w kilka sekund i wygląda mniej więcej tak: "Ej ludzie, ma ktoś ochotę jechać w weekend do Aachen?". Chwila namysłu. "No jasne!". Wsiadamy w pociąg i jedziemy ponad godzinę do Aachen - Akwizgranu, który został zbudowany za czasów rzymskich pod nazwą Aquae Grani lub Aquisgranum (od Granusa celtyckiego bożka uzdrowień) jako miejscowość uzdrowiskowa.  Miasto jest położone niedaleko granicy z Belgią i Holandią, więc od razu dostajemy smsa o kosztach połączeń zagranicznych. Aachen, oprócz swoich źródeł leczniczych, słynie z bardzo dobrych technicznych szkół wyższych i ... produkcji czekolady :) Miłośnikom słodyczy nie może umknąć również nazwa "Printen". Jest to tamtejsza najsłynniejsza "słodkość", której początek produkcji sięga 1820 roku. Już po pierwszym gryzie, można stwierdzić, że smakuje jak nasz polski pierniczek. Póki co, "nakarmcie" swoje oczy zdjęciami ;)




 katedra i magnolie





 jednorożec <3





Printen!





eeee :/

 
 Ratusz


 polska reprezentacja

 a sobie cupnę!

 PEŁNE regały książkowe